No to się porobiło... Zbierałam, zbierałam i tak też uzbierałam, aż cztery miesiące przeleciały z wiatrem. No cóż, będzie post tasiemiec, aczkolwiek obiecuję, że napiszę krótko i na temat! Poza tym, mimo że to zużycia z 4 miesięcy, to nie ma tego dużo - w zużyciach nie jestem taka dobra jak w kupowaniu nowych (najczęściej niepotrzebnych) kosmetyków :D
Ziaja, żel do mycia twarzy - wprawdzie miała powstać o nim osobna notka, ale stwierdziłam, że nie ma co tu dużo o nim pisać. Wystarczy w paru słowach ją podsumować - niesamowicie wydajny (jak powiem, że z 2 lata używałam to uwierzycie?), bardzo delikatny, pięknie pachnący i ładnie myjący. Bardzo dobry żel do mycia twarzy.
Isana, pianka do golenia - moje setne opakowanie. Najtańsza pianka na rynku, o najładniejszym zapachu, przeciętnej wydajności i dobrej konsystencji (lekkiej pianki, takie właśnie lubię!). Kupuję namiętnie od paru lat.
Eva, krem do rąk - wydajność całkiem w porządku, o okropnym zapachu! Bardzo lubię w kremach to, jak natychmiastowo się wchłaniają nie pozostawiając tłustego filmu na skórze, ten właśnie spełnił moje oczekiwania. Natomiast nie regenerował czy nie nawilżał moich dłoni. Taki ot przeciętniaczek.
Wallness Beauty, żel do mycia ciała - pięęęknie pachnący żel! Kupiłam go specjalnie na wyjazd na Lazurowe Wybrzeże i w połowie zużytym wróciłam do domu. Żel jak żel - ciało mył i nie wysuszał. Polubiliśmy się.
L'oreal, odżywka do włosów - to odżywka która była dołączona do farby z L'oreal. Zaraz po farbowaniu używałam jej dosyć namiętnie, ponieważ niesamowicie wygładzała moje włosy, i dzięki niej potem były niesamowicie mięsiste i miękkie. Natomiast po jakimś czasie gdy kolor się wypłukał odżywka jakby przestała tak cudownie działać. Bardzo wydajna i okrutnie chemicznie śmierdząca, niesamowicie intensywnie! Ten zapach dłuugo utrzymywał się na włosach, wówczas przybierając mniej ostry zapach.
Facelle, płyn do higieny intymnej - o tym płynie rozpisałam się dokładnie
TUTAJ.
Garnier, suchy szampon do włosów - szczerze powiedziawszy, to każdy suchy szampon z jakiejkolwiek firmy jest dla mnie taki sam. Przetestowałam chyba już wszystkie, i jedyną różnicą jaka dla mnie występuję jest zapach. Każdy ma inny, na swój sposób specyficzny. Z garniera był bardzo przyjemny i mało duszący. Przedłużał świeżość włosów na jeden dzień (jak każdy suchy szampon u mnie) i jak zwykle skończył się w swoim czasie, jak zwykle za szybko. Tyle
Babydream, olejek do ciała - użyłam go z kilka razy wlewając odrobinę do kąpieli. Fajnie natłuścił i nawilżył moją skórę. Resztę zużył mój mały urwis kiedy to po chorobie i po zużyciu lekarstw wysypało go tak, że patrząc na niego łzy same leciały (polscy lekarze... i za co my im płacimy?!). Bardzo wydajny i pachnie bobaskiem :)
Dove, antyperspirant - chyba nie muszę się powtarzać po raz kolejny, że to mój ulubieniec? Pięknie pachnie (przepięknie kremowo), idealny po depilacji, nie podrażnia, dłuugo wytrzymuje pod pachą, tylko cena mogłaby być niższa.. Ale i tak kocham i zawsze mam minimum 3 butelki w zapasach :D
Isana, pianka do golenia - tak tak, to już druga w ciągu czterech miesięcy. Opinia ta sama jak wyżej.
Ziaja, bloker - dno i jeszcze raz dno. Podrażnił, śmierdział i co najważniejsze - zupełnie nie działał. Wyrzucam opakowanie prawie co pełne bez wyrzutów, wręcz z radością!
Eva, tonik do twarzy - gdzieś na blogu jest jego recenzja, tylko znaleźć nie potrafię.. Zdania o nim nie zmieniłam i do końca pozostanę mu wierna. Idealny tonik.
Sensique, tusz do rzęs - to chyba cud, ale to był mój pierwszy w życiu tusz CUD! Był po prostu stworzony dla mnie! Idealnie wydłużał rzęsy, idealnie je pogrubiał, nie kruszył się, nie robił efektu pandy, niesamowicie trwały i wodoodporny, a szczoteczka istne marzenie. Dlaczego piszę, że był? Bo to tusz z jednej z limitek... Przeminęło z wiatrem.. Na szczęście znalazłam jego zamiennika ze stałej oferty, z innej firmy. Może nie do końca mu dorównuje, ale jest całkiem w porządku, recenzja już wkrótce!
Konjac, gąbka do demakijażu - wyrzucam bo.. tego można się dowiedzieć w mojej recenzji. o
TUTAJ właśnie. Dobra gąbka aczkolwiek jak dla mnie za droga. I słuchy mnie doszły, że mają ją wycofać. Nie wiem ile jest w tym prawdy, aczkolwiek płakać za nim nie będę.
Bourjois, płyn micelarny - prawie najlepszy micel jakiego używałam (niestety o połowę tańszy micel z Biedronki go pokonał). Jedyne co mi się w nim nie podobało to to, że po jego użyciu miałam masakrycznie ściągniętą skórę, czasami mnie nawet oczy szczypały. A tak poza tym był okej. Zmywał dobrze i tak ma być.
Simple, płyn do demakijażu - rozpisywałam się o nim
TUTAJ. Nie przypadliśmy sobie do gustu, dobrze, że już się skończył.
Melisa, tonik do twarzy - ten który widzicie na zdjęciu jest jeszcze w starej butelce. Recenzję tego toniku znajdziecie
TUTAJ. Był okej, aczkolwiek wolę tonik z Evy, i to głównie ze względu na zapach. Ten z melisy jest dosyć intensywny i nie przypadł mi do gustu.
Eva, szampon do włosów - fajnie pachniał, był mało wydajny, ale dobrze mył włosy. No i cenowo całkiem w porządku. Więcej nie wrócę, ale to tylko dlatego, że jest tyyyyyle innych szamponów na rynku których ja nie spróbowałam.
TRESemme, odżywka do włosów - wielka, a raczej ogromna szkoda, że tej firmy nie znajdziemy w Polsce. Tą odżywkę przysłała mi Simply (:*) i była to szczerze pierwsza odzywka w moim życiu która działała cuda z moimi włosami. Pierwszy raz czułam, jak moje włosy ją pokochały. Była idealna - ładny zapach, wydajność, włosy były miękkie i nawilżone. Nie obciążała ich! Szkoda, że już się skończyła :(
Soraya, krem do rąk - recenzja
TUTAJ. Dobry krem za dobrą cenę (teraz już pewnie w nowym opakowaniu). Bardzo treściwy i okrutnie wydajny. Czasem mam ochotę do niego wrócić..
Labo, żel antybakteryjny - idealny do torebki. Śmierdzi i jest bardzo wydajny. Tyle w temacie.
Wibo, zmywacz do paznokci w płatkach - kupiłam go bodajże za 1,50zł z tej słynnej limitki. Teraz żałuję, że tylko jedną sztukę, bo to naprawdę był dobry patent. Szczególnie przy wyjazdach służył mi najwierniej. Nie dość że całkiem dobrze zmywał to pozostawiał na palcach wyraźnie tłustą powłoczkę. Czułam jak moje paznokcie i skórki są fajnie nawilżone.
Adidas, woda toaletowa - z tego co wiem, to teraz mają inne butelki. Bardzo przyjemna woda, idealna na gorące dni. Idealnie odświeża i orzeźwia. I ślicznie pachnie ;)
Dove - a ja znowu to samo :D
Ck shock - jakaś tam próbka która jak dla mnie śmierdziała...
Kolejna próbka która jest niezidentyfikowana... miała ładny zapach :D hehe
Rimmel, podkład do twarzy - swego czasu gdy była to nowość i ogólny blogowy szał - i ja go kupiłam. Chyba niekoniecznie trafiłam co do odcienia, a z czasem on sam zaczął ciemnieć. Ale wspominam go bardzo dobrze. Ładnie się rozprowadzał i wtapiał w skórę. Trwałość średnia, ale za to ładnie pachniał :)
Oriflame, balsam do ust - bubel nad bublami, dla ciekawskich recenzja
TUTAJ.
Hoho dotarliśmy do końca. Post tasiemiec! A to wszystko dlatego, że całe te cztery miesiące to był głównie okres nauki i przygotowywania się do matury i egzaminów. Wtedy również nie miałam dostępu do Internetu i tak to się przedłużyło. Niemniej jednak mam nadzieję, że ktoś się pofatygował i dotarł do końca posta :D
Buziaki.
M.